niedziela, 14 lipca 2013

U zarania dziejów - mityczne dzieje ludzkości.


MITYCZNE EPOKI HEZJODA


Dziewięć wieków p.n.e. grecki poeta Hezjod opisał w jednym ze swoich dzieł cztery mityczne epoki. Hezjod należał prawdopodobnie do grona aojdów, czyli kogoś w rodzaju bardów, znanych nam również z opowieści celtyckich. Robert Graves w swoim dziele "Biała Bogini" nadaje bardom dużo większe znaczenie niż przyjęło się twierdzić. Określa ich on mianowicie jako strażników prawdy, którą, mieli za zadanie przekazując w pieśniach, ukryć tak skutecznie, aby była ona dostrzegalna tylko przez tych, którzy są na nią przygotowani. Nadaje im więc funkcję wręcz mistyczną.

Hezjod żył w innych czasach niż celtyccy bardowie, o których wspomina Graves. Niemniej jednak śmiem twierdzić, że średniowieczne skrzywienie, które utrwaliło obraz barda jako wiecznie pijanego, rozwiązłego i tchórzliwego pieśniarza, wyrządziło wiele krzywdy tej profesji, którą w zamierzchłych czasach otaczano najprawdopodobniej czcią równą kapłanom i mistykom.

Trzeba tu również pamiętać o jednej istotnej sprawie. W starożytności, to słowo było ważniejsze od pisma. W dzisiejszych czasach otoczeni jesteśmy niewyobrażalnie ogromną ilością tekstów. Sztuka gawędziarska zanikła niemal zupełnie. Ja sama często łapię się na tym, że mam problem z przekazaniem bardziej rozbudowanych opowieści (o bajkach na dobranoc nie wspominając). Dużo łatwiej idzie mi ze słowem pisanym. To trochę tak, jakbym w momencie, gdy zaczynam mówić, przestawała słyszeć swoje myśli - gubię wątki, brakuje mi słów. Myślę jednak, że jest to kwestia treningu... po prostu na co dzień piszę więcej, niż mam okazję opowiadać...
Wracając jednak do Starożytnych, należy pamiętać, że dawniej wiedza była przekazywana przede wszystkim ustnie. Zwróćmy uwagę choćby na szkoły talmudyczne, gdzie jeszcze na początku XX wieku, chłopcy uczyli się na pamięć ogromnych ustępów z Tory. Nie wiem jak jest teraz; myślę, że podobnie. Technika ta była związana przede wszystkim z rytmem nauczanych tekstów. Każdy przecież wie, ze łatwiej nauczyć się rymowanego lub tylko rytmicznego wiersza, niż dwóch stron tekstu napisanego prozą. Spotkałam się również z hipotezą, że płyta nagrobna Pacala, była czymś w rodzaju ściągi, dla recytowania historii dziejów tamtejszych ludów. Opisał to Maurice Cottrell w książce "Superbogowie". Swoje badania oparł na równo ściętym jednym z narożników tej płyty. Może kiedyś jeszcze wrócę do tego wątku.
Wygląda więc na to, że technik związanych z zapamiętywaniem długich i rozbudowanych tekstów było znacznie więcej i były one znane starożytnym, tak samo jak i nam. Szkoda tylko, że oni te techniki wykorzystywali na co dzień, a my już niekoniecznie. Jedną z takich technik pamięciowych była z całą pewnością pieśń i tu wracamy już do Hezjoda i tego co jednak na szczęście spisano.

ZŁOTY WIEK



  
"(...) a ty nie zapomnij mojego wywodu: Że i bogowie i ludzie z jednego wywodzą się rodu. Najpierw stworzyli na ziemi szerokiej niebiescy bogowie To pokolenie, co złotym ludzkości okresem się zowie. Żyli ci ludzie w tym czasie gdy Kronos królował na niebie, Żyli zaś niby bogowie nie będąc nigdy w potrzebie, Pracy ni trudów nie znając, ni cierpień przykrej starości, Ani w nogach ni w rękach nie tracąc młodzieńczej świeżości. Żyli w dostatku radośnie, od wszelkich cierpień z daleka, Śmierć zabierała ich z ziemi jak sen łagodny tak lekka." [Hezjod, Praca i dni]

"Ludzie z tej rasy żyli niczym bogowie. (...) Po śmierci przeobrażali się w geniuszy - dobrowolnych strażników opiekujących się żywymi. Przynosili ludziom szczęście, byli patronami muzyki i pomagali w utrzymaniu sprawiedliwości, jeśli postępowano zgodnie z ich duchowymi radami." [Murry Hope, Tradycja grecka] 

Czy słowa Murry Hope nie przypominają wam buddyjskiej idei bodhisattwy, czyli tego, który z własnej woli nie staje się po oświeceniu częścią Boskiej Światłości, lecz wraca na ziemię, aby nauczać i opiekować się ludzkością...?

A co na to pokrewny buddyzmowi hinduizm ? Czy to przypadek, że przywykliśmy traktować informacyjno-mistyczny przekaz obydwu tych religii z szacunkiem, przynależnym starcom?

"Hindusi wyróżniali trzy światy: świat Boga, świat materialny i świat duchowy. Ich istnienie miało się dzielić na trwające 5000 lat epoki wzrostu i zagłady świata, te zaś z kolei na cztery krótsze okresy, w których duchowość zamierała w wyniku działania sił natury. Na początku dwoje bogów zstąpiło ze świata duchowego i przyjęło materialną postać. Świat był wówczas piękny i wolny od zanieczyszczeń. Na ziemi nastał raj, Złoty Wiek. Smutku jeszcze wówczas nie było. Bogowie rozmnażali się, zaludnili swój ląd i cieszyli się owocami ziemi. Po upływie 1250 lat liczba ludności wzrosła na tyle, ze nie starczało miejsca na nowe gospodarstwa. Ludzie zaczęli więc migrować. Wtedy narodził się smutek, bo wieka rodzina musiała się podzielić; po raz pierwszy pojawiły się łzy" [Maurice Cottrell, Superbogowie]


SREBRNY WIEK



"Drugie wnet pokolenie stworzyli niebiescy bogowie Dużo gorsze, co srebrnym ludzkości okresem się zowie Wzrostem ani zdolnością złotemu nierówne już przecie Wtedy synowie przy matce troskliwej przez całe stulecie W domu chowali się, nigdy nawyków dziecięcych nie tracąc. A gdy dojrzeli na tyle, by żyć samodzielnie już zacząć, Żyli przez okres króciutki znosząc z swej winy cierpienia (...)" [Hezjod, Praca i dni]

Hezjod, żyjący w wiekach żelaznych nie kryje tu niechęci w stosunku do zniewieściałych w jego interpretacji mężczyzn. Wydaje się jednak, że już jego czasy zostały silnie wypaczone przez religie patriarchalne, przez co, nie potrafił on dostrzec siły, jaka drzemała w opisanych srebrnych latach ludzkości. Była to już niestety siła obca czasom Hezjoda, mająca swoje źródło w lunarnych kultach matriarchalnych.

"Ludzie tej rasy byli głównie rolnikami, wegetarianami, nie lubili wojen i dożywali w zdrowiu sędziwego wieku. (...) Nie składali też ofiar Zeusowi, co rzecz jasna gniewało boga do tego stopnia, ze w końcu zniszczył ich strącając w głąb ziemi. Pojawiali się potem w innych mitach jako rasa podziemna, której oddawano swoistą cześć. Wiek srebrny odnosi się w niektórych badaniach do kultury minojskiej, a w każdym razie do tego wczesnego okresu, kiedy w Europie i na Środkowym Wschodzie dominowały kulty bogiń." [Murry Hope, Tradycja Grecka]

"Pod koniec srebrnego wieku ludzie zapomnieli o swych korzeniach i zaczęli się uważać za osobne rodziny i plemiona."[Maurice Cottrell, Superbogowie]

Czy nie trąca to nieco Wieżą Babel, kojarzoną powszechnie z karą bogów za "grzech" ciekawości, głupio nazwanym zresztą grzechem pychy? Czy i ten mit padł ofiarą dziejowego "głuchego telefonu" ?


WIEK BRĄZU LUB WIEK MIEDZIANY





"Zeus pokolenie też inne - spiżowych ludzi - na świecie Stworzył z jesionu, gwałtowne i silne srebrnemu już przecie w niczym nierówne, bo ono jedynie w krwawe wyprawy Wojnę i przemoc wierzyło ze zboża nie jedząc potrawy. Serca zaś mieli ci ludzie niezłomne, jak gdyby ze stali; Wzrostem potężni i siłą - żądzą utarczek pałali" [Hezjod, Praca i dni]

"Według niektórych podań ludzie ci wyginęli wyrzynając się nawzajem. (...) Hezjod podaje własny wariant mitu pisząc, że zanim nastał wiek żelazny, Zeus stworzył rasę boskich herosów - do nich należeli bohaterowie wojen trojańskiej i tebańskiej. Byli sprawiedliwsi i lepsi od ludzi wieku miedzianego, zaś po śmierci odchodzili na Wyspy Szczęśliwe, które opasywał swoimi ramionami Okeanos." [Murry Hope, Tradycja Grecka]

"Sąsiedzi różnili się od siebie coraz bardziej i wkrótce nastąpił Wiek Miedzi, w którym dawanie zastąpił handel. (...) Ludzi przybywało i potrzebowali coraz więcej żywności, więc zaczęli zabijać zwierzęta. Ziemia została podzielona na gospodarstwa ogrodzone płotami (...)" [Maurice Cottrell, Superbogowie]


WIEK ŻELAZA czyli Fortuna Imperatrix Mundi



"Wtedy też Zeus pokolenie znów inne stworzył śmiertelnych, Którzy obecnie mieszkają na ziemi, co plony nam niesie. Obym ja nie żył obecnie w tym ludzkości okresie! Wcześniej wolałbym ja umrzeć lub później urodzić się przecie, Bo pokolenie żelazne, obecnie żyjące na świecie, W trudach i znojach ni we dnie nie w nocy na chwilę nie spocznie, Ciężkie zaś troski bogowie zsyłać im będą naocznie" [Hezjod, Praca i dni]

"Żelazny wiek określa się generalnie jako epokę, w której dominuje nędza, zbrodnia, oszustwo i okrucieństwo, a człowiek za nic ma przysięgi, sprawiedliwość i cnoty." [Murry Hope, Tradycja Grecka]


"W Rigwedzie i Mahabharacie czytamy, że obecny Wiek Żelaza (Wiek Kali) rozpoczął się od śmierci Krishny, który ma ponoć wrócić na białym koniu (?!;) jako bóg Kalki, aby przygotować kosmiczne odrodzenie po zagładzie planety w ogniu i potopie, podczas krótkiego okresu zwanego Wiekiem Rozwiązania. Na końcu każdego cyklu między zagładą jednej epoki i stworzeniem następnej, Wisznu śpi na wężu nieskończoności imieniem Ananta, a jednocześnie unosi się w powietrzu jako ptak Garuda. Będąc pośrednikiem między tymi dwoma Wisznu ukazuje swoją moc." [Maurice Cottrell, Superbogowie]


PODSUMOWANIE

Podobieństwa między przedstawionymi wersjami dziejów są zbyt duże, aby pominąć je milczeniem. Widać wyraźnie, że Hezjod opierał się na historiach, już w jego czasach, znanych zapewne od wieków. Daniken twierdzi, że Hezjod korzystał ze źródeł egipskich. A z jakich źródeł korzystali Egipcjanie? Czyżby, z rozpalających wyobraźnię swą plastycznością opisów, hinduskich eposów? A może po prostu wszyscy mieli tych samych nauczycieli dawno, dawno temu...?
Nasza teraźniejszość była kiedyś przyszłością, a będzie przeszłością dla kolejnych pokoleń. I błędem byłoby przyjęcie trwałego założenia, że jakaś przyszła cywilizacja technologiczna, opisując tę przeszłość, posłuży się znanymi nam pojęciami. Użyje raczej własnych, a nasze czasy staną się legendą. Dlatego warto nieść pamięć o tym, że:
"Who controls the past controls the future: who controls the present controls the past." [George Orwell, 1984]

"All of this has happened before and will happen again" [Battlestar Galactica, 2004]

ponieważ współczesna popkultura również może być źródłem wartościowych wniosków.

7 komentarzy:

  1. Witaj :) Bardzo mnie cieszy, że piszesz na te tematy. Jest to bowiem prawdziwa, zagubiona lub celowo ukryta przed całą ludzkością historia naszej rasy, która winna być powszechną. Niestety molochy monoteistyczne, ten cały wojujący patriarchalizm, uczyniły tak wiele złego (niestety w większości - skutecznie), iż trudno dzisiaj zebrać dostateczną listę źródeł, dowodów a nawet jeśli, to ludzkość jaką znamy jest tak ogłupiona, cofnięta w rozwoju, iż nie wierzy temu. W końcu "prawdopodobne kłamstwo" jest milsze, niż "okrutna prawda".

    O pięciu epokach ludzkości, pisałam na Minosie przy okazji tekstów o Potopie (poza Hezjodowym przekazem Grecy znali też spiżową*). W pierwszych dwóch notkach z tego cyklu, bodajże. Wciąż jednak można znaleźć w różnych źródłach bardzo wiele dodatkowych informacji, to niekończące się poszukiwania. Także historia o Babel wpisuje się w nią znacząco. Ba... Wieża Babel jest przestrogą dla wszystkich czasów. Co może spotkać rodzaj ludzki, kiedy ktoś postanowi, że "wiemy za dużo".
    Czy to przypadek że centrum administracyjne współczesnej Zach. Hegemonii, w Brukseli, zbudowano w kształcie Wieży Babel? I że w tym samym czasie Molochy znowu się jednoczą (od Prawosławia po Islam), tak iż słusznie można odnieść wrażenie, że znowu... "wiemy za dużo"?

    Historia początków rodzaju ludzkiego nie jest taka jak uczą wszystkie szkoły świata i religie a ci co tę prawdę znają, zrobią wszystko (bo już to czynili w odległej przeszłości), aby ta prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego na masową skalę. Po to popycha się nas wszystkich na skraj wojny? Te wszystkie pogłoski, rewolucje, zamieszki, te wszystkie dzikie byty palące na swej drodze nie tylko ludzi ale i pisma, biblioteki, dzieła sztuki...?

    Ja osobiście jestem przekonana, bo źródła historyczne od Indii po Amerykę to potwierdzają, że poziom cywilizacyjny jaki znamy dzisiaj, istniał już w przeszłości wielokrotnie a często nawet nas przewyższał. Opowiada się nam bzdety, celowo, że ludzkość istnieje jako gatunek tylko od 3 mln lat (przez większą część czasu byliśmy rzekomo małpoludami a dopiero 6-5 tyś. lat temu nagle małpa cudownie zaczęła tworzyć trójkąty), podczas gdy z pewnością nasza Opowieść jest znacznie dłuższa. Niestety za każdym razem, kiedy ludzkość dochodziła do pewnego rozwoju, jakaś zła siła decydowała, że trzeba cofnąć ją w rozwoju, aby zachować władzę, posłuch. Logiczne jest wszak, że światli ludzie, nie potrzebują już: władzy, systemów, hierarchii, wojen ... a to "tych u góry przeraża", oni mają siebie (zawsze mieli - tak narodziły się religie) za bogów, rasę panów, etc. Wiek Srebrny - mój ulubiony, gdyż był to wiek rozwoju nauki i sztuki, to wiek - w którym "znowu - poniekąd - żyjemy"! Historia zatoczyła więc koło.

    ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do historii bardów. Masz całkowitą rację, podobnie jak Graves czy Frazer. Boli mnie niezmiernie, jak wielu ludzi dzisiaj nie zna tych autorów a inni ich szkalują. Niestety czy może stety': "Prawda zawsze jest w mniejszości". Wiem po sobie, moich tez zarówno na temat odległej przeszłości aż po sytuację geopolityczną współczesnego świata, prawie nikt nie podziela. Ludzie znają co najwyżej odrobinkę tego lub owego, ale kompletnie nie potrafią wiązać spraw czasami bardzo od siebie odległych w spójny ciąg. Przez to nie widzą całego horyzontu zdarzeń. Czasami mam ochotę się poddać, bo ile można słuchać inwektyw na swój temat, rechotów albo łatać dziury od hakerskich ataków na swój komputer?. : / Wtedy jednak słyszę te słowa w głowie: "Prawda zawsze jest w mniejszości". A jeśli po coś warto żyć... to tylko dla Niej.

      Ps. Moja babcia, która pasjonowała się ludowymi podaniami, była zielarką, czytała z kart i pogody, miała w zwyczaju nazywać różne obiegowe sprawy i rzeczy nowymi mianami, w formie szyfru. Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego wszystkie karty tarota nazywała po swojemu, wbrew tradycji. Kartą, którą zapisała mi (niejako w spadku) zanim jeszcze przyszłam na świat, była Kapłanka (lub Arcykapłanka, arkan II - taka jest obiegowa jej nazwa), ale skąd babcia mogła wiedzieć, że urodzę się pod znakiem Raka, że księżyc będzie moim patronem, tak jak tej karty?, skoro zmarła 6 lat przed moimi ur.? To pierwsza sprawa. Drugą jeszcze dziwniejszą jest to, że nazwała tę kartę: Strażniczka Opowieści (Księgi Wiedzy i Mądrości), co wg jej zapisków oznaczało osobę, kobietę, która posiądzie Wiedzę, ale co najważniejsze będzie w stanie tłumaczyć ją innym. Skąd mogła wiedzieć, że poświęcę się nauce, że przypomną mi się ścieżki egzystencji z bardzo odległych czasów, że będę podążać za Świętą Mądrością? Ale wiedziała. Wg. babci, Strażniczka Opowieści ma za zadanie przekazywać Wiedzę innym, nie oczekując nagrody, nie licząc na chwałę, ryzykując wszystko. Bo tylko Prawda ma znaczenie, Prawda jest jedna.

      Tak więc trzeba o niej pisać. Na przekór wszystkiemu. Nie wolno się zniechęcać, trzeba jednak być czujnym, bo 99% ksiąg jakie zna ludzkość jest przerobiona, sfałszowana. Trzeba czytać między wierszami, oceniać sercem, intuicją a jeśli te mówią nam że ta przeszłość jest tą właściwą, tego się trzymać. I chwała ci za to, że przekazujesz ją dalej :) Pozdrawiam ciepło :* :)

      Usuń
  2. wiesz... najbardziej ujęłaś mnie swoim PS. ;) Nie miałam takiej babci... nikt mi nie przekazał w genach tarota(przynajmniej w ostatnich pokoleniach), choć ciągnie mnie do niego cyklicznie - jednocześnie mówi do mnie i milczy...

    Moje babcie były z dwóch różnych kręgów kulturowych - jedna dość wiekowa, dwujęzyczna (w tym niemiecko-) pochodziła z okolic Gniezna, druga z terenów aktualnej Białorusi - bardzo odważna a jednocześnie bardzo zachowawcza. Ta druga, traktowała mnie z ogromnym szacunkiem. Mojej mamie powiedziała, że nie musi się o mnie martwić, bo jestem bardzo silną osobą. Nie jestem wcale tego taka pewna... Kiedy umarła, byłam już dorosła. Jej śmierć zamknęła w moim życiu pewien długi etap.
    Ta pierwsza natomiast, którą znałam mniej, bo zmarła gdy miałam 10 lat, pozostała dla mnie na zawsze postacią bardzo tajemniczą. Mój tato bardzo mało o niej mówi, choć pamiętam, że był z nią bardzo związany... Coś jest nie tak w tej części mojego drzewa; te gałęzie są bardzo niejasne... Ja również ufam intuicji...

    Powiem ci jeszcze jedno, apropo's tego co napisałaś o swojej Arcykapłance. Jeden z moich znajomych z liceum powiedział mi swego czasu, że ze szkoły pamięta mnie jako kogoś, kto zawsze występował w obronie "słabszych". Zapamiętał sytuację, kiedy nasza wychowawczyni (straszna hetera), naskoczyła na niego na godzinie wychowawczej, a ja niespodziewanie wzięłam go w obronę, choć nie miałam w tym żadnego interesu i nie kumplowaliśmy się szczególnie... Przyznaję się, że nie pamiętam tej konkretnej sytuacji, ale znam wiele innych (już nie szkolnych), co prawdopodobnie oznacza, że jest to w moim przypadku odruch automatyczny. Mocno zakodowany w genach... Walka o prawdę za wszelką cenę... Więc jaka to karta...? To wieczne doszukiwanie się balansu we wszystkim co mnie otacza...?

    Wracając jeszcze do treści. Na początku chciałam ten post zakończyć pytaniem: do jakiej epoki jest Wam intuicyjnie najbliżej? To ciekawe, że wybrałaś srebrny wiek, bo i ja czuję z nim pokrewieństwo. Zwłaszcza od czasu, gdy zatonęłam w "Mgłach Avalonu" M.Bradley, a potem wszystko co wpadało mi w ręce, nawiązywało do tej tematyki. Znasz to prawda..? Przypadki, które nie są już przypadkami... ;)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wierzę w przypadki. Odkąd poddałam się przed 3 laty hipnozie regresyjnej, układając strzępy niejasnych dotąd dla mnie "wspomnień", rozumiem znacznie lepiej także wiele moich obecnych upodobań, lęków, braku lub nadmiaru pewnych emocji.
      Ja swojej babci (od strony pape) nie znałam, ale wiem, że była silną osobowością, choć raczej cichą, skromną. To dzięki niej pape wyniósł ciepłe wspomnienia z domu, to po niej odziedziczył ten specyficzny rodzaj snów, tylko sęk w tym, że każde nowe pokolenie obdarzone tym darem, widzi nieco inaczej. Babcia wyczuwała na jawie, co ktoś przed nią próbował ukryć i miała wybitny dar do znajdywania rzeczy, nieraz daleko od domu, jeden rzut oka pozwalał jej stwierdzić czy ma do czynienia z dobrym czy ze złym człowiekiem. Pape z kolei miewa(ł) sny zgadzające się co do dnia. Na dzień przed potrafił wyśnić zdarzenie dnia następnego. Szkoda tylko, że nigdy nr Lotka mu się nie przyśniły. ;) A ja... no cóż... ja widzę w snach miejsca, zdarzenia, ludzi, ale nie jestem w stanie powiedzieć kiedy się stanie, jutro czy za 10 lat. Wiem tylko, że jeśli nieprzerwanie przez tydzień śni mi się to samo, to wkrótce. Ale też zawsze wtedy śnią mi się katastrofy, morderstwa, zamachy. Obrzydlistwo jednym słowem. Myślę, że babcia, pozostawiając karty właśnie mnie (nie mojemu pape - bo on konserwatysta, on w takie rzeczy - poza tymi snami - nie wierzy) zrobiła to może po to, abym miała jakąś pomoc w rozwikłaniu tych snów? Czasami pomagają, czasami nawet Przewodnik w snach gada szyfrem. : / Takie życie.

      Z tego, co mi opowiedziałaś o sobie, na pierwszy rzut oka wydaje się, że pasuje do ciebie karta Harmonia (czyli Umiarkowanie) ale i karta Poświęcenia (to z kolei Wisielec - tylko nie weź tego do siebie, mnie chodzi o jak najbardziej pozytywne aspekty tych kart) - pasują do Ciebie. Ta druga mówi o poszukiwaniu, dążeniu do ideałów w świecie, który rzadko wynagradza za to co właściwe i właśnie poprzez to, znajdujesz tę jakże nieuchwytną równowagę. Masz przed oczami to co właściwe, oddzielasz dobro od zła, wypośrodkowując swoje życie. Karta Umiarkowanie mówi także o przeszłych i przyszłych wcieleniach, to jakby punkt przecięcia. Patronuje jej Wenus (oraz znak Byka), zaś Wisielec (ja wolę babciną nazwę Poświęcenie) - za nim z kolei stoi Neptun i zodiakalne Rybki. Takie są moje propozycje, wyłącznie w oparciu o to co napisałaś. Ale pamiętaj, to ty sama musisz - jeśli już będziesz szukać tej swojej karty przewodniej wyczuć jej wibracje i dopasować do siebie. Intuicja ci podpowie.

      ...

      Usuń
    2. Ja miałam szczęście że podsunęła mi moją babcia, ale prawda jest taka, że polubiłam się ze Strażniczką zanim w ogóle zrozumiałam o co w niej chodzi. To nie jest łatwa ścieżka. Mnie zawsze, w każdej szkole karcono za to, że mówiłam wprost co myślę, osiągnęło to absurd w szkole średniej, gdzie mnie jedną kiedyś polonistka, niespełniona poetka, wzięła na spytki i maglowała na pytaniu przez całą lekcję a nawet przerwę. A poległa.... Oj poległa i to była najsłodsza 5'ka w moim życiu ^ ^ Nawet nie zliczę ile razy lądowałam na dywaniku, ile razy miałam na pieńku. Chociaż gdyby trzymać się ściśle tej karty - tak jak tłumaczy ją sobie ogół tarocistów - powinnam być bardziej skryta. W realu tak jest, owszem. Ponoć Kapłanka jest siłą bierną, która wie, ale nie powie.... Ale moja babcia twierdziła inaczej. Niestety stąd we mnie wahanie. Gdy teraz do ciebie przyszłam, miałam ochotę skasować komentarz, właśnie to o babci, ale w końcu się rozmyśliłam. Z jednej bowiem strony chcę się dzielić co wiem, a za chwilę tego żałuje, bo coś mi mówi: "nie... bo to tylko mnie się wydaje, że to jest ważne". I taka właśnie jest fama tej karty. Ciągła walka wewn. z samą sobą.

      Ach te "Mgły...", wspaniała książka, świetna autorka, to prawda. A film.... Muszę go znowu obejrzeć. Oglądam obecnie stary serial z końca lat 90', jak skończę opiszę go na Wookies, mam do niego wielki sentyment. Jest sielsko-cudowny, przypomina mi moje Rozstaje, :( Ech... A ten Doctor WHO - jeśli się nań skusisz, wiedz, że to brytyjska produkcja. To SF w innym rodzaju niż BSG, będziesz zaskoczona, ale poczucie humoru i akcja - przednie. Dzięki za pogaduchy. Pozdrawiam i ściskam cieplutko :) :*

      Usuń
  3. Brytyjskie produkcje wolę o wiele bardziej od amerykańskich, choć muszę przyznać , że nie kojarzę żadnego brytyjskiego sf ;)

    "Mgły Avalonu" zauroczyły mnie absolutnie. Znów zaczęłam od filmu, nie wiedząc że istnieje książka, ale gdy już do niej dotarłam, to nie mogłam się oderwać. Film jest zbyt skrócony, choć muszę przyznać, że role kobiece obsadzone zostały świetnie! W przeciwieństwie do męskich, na które chyba zabrakło im pomysłu.

    Umiarkowanie...? Coś w tym jest... Wisielec też mnie zaciekawił - mam skłonności do wycofywania się z aktywnego życia i kierowania się ku duchowości za wszelką cenę. Tyle, że to Umiarkowanie we mnie jest chyba silniejsze. Muszę się temu przyjrzeć...

    Ja na szczęście z reguły znajdowałam uznanie u moich polonistek. Doceniały oczytanie, swobodne wnioski i obydwie miały podobny temperament jak ja. Nie każdy jednak był w stosunku do mnie tak tolerancyjny, jak one ;) Zgrzytów z innymi nauczycielami miewałam wystarczająco dużo, żeby zapamiętać, że szkoła nie przekazuje wiedzy, a przede wszystkim "uspołecznia" na masową skalę i na potrzeby świata. Jak dasz się urobić, będziesz miała mniej dylematów i stresów w przyszłości. Tyle, że ja... brzydzę się tymi urobionymi... ;)

    W jakimś sensie zazdroszczę ci tego, że pamiętasz swoje sny i możesz je tak barwnie opisywać. Wiem, że nie zawsze są dla ciebie źródłem radości, a nawet bardzo rzadko, ale... ja nie pamiętam swoich snów prawie wcale, więc już sama nie wiem co jest lepsze/gorsze? Nie potrafię zrozumieć dlaczego. Jedyne co pamiętam, to nastrój snu. Czasem mam go pod powiekami przez chwilę po obudzeniu, ale zaraz potem rozsypuje mi się w drobny pył pod natłokiem codzienności. Zdarza się, że jakiś drobiazg w ciągu dnia przypomina mi jakieś senne wydarzenie, ale to jest tak nieuchwytne, jak motyl na łące...

    Czytałam Twój wpis sprzed roku o Dzieciach Indygo. Ciekawa hipoteza... Wygląda na to, że znałam już jedno Dziecko Indygo, ale... Jej już nie ma niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doctor WHO jest przezabawny i porywający. Mnie się bardzo spodobał, ale pamiętaj - to zupełnie inne SF niż BSG. Nie warto ich porównywać ze sobą. Niemniej Doctor Who ma ponad 50'ą tradycję. W role Doctora wcielało się już kilkunastu aktorów, dlaczego? - zrozumiesz, jak obejrzysz. ;D

      Ja przestałam już wspominać swoje czasy szkolne. Jedyne o czym przekonały mnie tamte doświadczenia, to iż edukacja nienawidzi takich jednostek jak ja i że na szczęście, to ja okazałam się górą. Nie zmienili mnie. Wciąż bujam w obłokach, mam swoje zdanie i jestem pełna pomysłów. ;)

      Ostatnio wyniuchałam dlaczego część z moich snów jest taka paskudna. Nie chodzi mi o te szczególne sny, bo one są zbyt logiczne, aby móc podpiąć to pod jakąkolwiek biologię, ale zwykłe koszmary trapią mnie z powodu problemów z nogami. Mam zimne stopy i ręce, chociaż krążenie mam dobre. Ponoć najlepszy na to sposób, to staropolski sposób. Tzw. "końska maść" ^ ^ I koszmary - paszoł won! ;D Ale są też sny które nie są miłe a nie mają nic wspólnego z fizjonomią. Dzisiaj nad ranem miałam taki właśnie. Nie ma czego zazdrościć. Wiele bym dała, aby przez większą część roku nie pamiętać żadnych snów. Jak ze wszystkim, czego za dużo...

      Ps: Sama nie wiem czy w tę "hipotezę" wierzę. Przypisali mi to obcy ludzie poznani na wczasach. Tych teorii new age jest pełno na necie, większość z nich z założenia ma na celu manipulować nami, byśmy zaczęli w nie wierzyć. Ale z ciekawości przeanalizowałam wszystkie dostępne mi źródła. To, że na wszystkie podpunkty owych testów odpowiedziałam pozytywnie, jest dość podejrzane. Albo rzeczywiście pierwszorzędny ze mnie dziabąg ^ ^

      Pozdrawiam serdecznie :* :)

      Usuń